Zawodowcy: Szach – Mat

15.01.2010

Kiedy w 1996 roku Garri Kasparow rozpoczynał pojedynek z komputerem, oczy całego świata skierowane były na grę w szachy. Bukmacherzy obstawiali zakłady, a w wiadomościach podawano wyniki poszczególnych partii. Wszystko przycichło rok później, po przegranej mistrza z maszyną. Od tamtego czasu o szachach mówiono niewiele, traktując je jako sport hermetyczny i mało widowiskowy.

Jednak szachiści grają nadal. Rozgrywają kolejne partie i mecze, wygrywają mistrzostwa i zdobywają tytuły. Do tego trenują po kilka godzin dziennie nie tylko swoje mózgi, ale i ciała, bo bez dobrej kondycji fizycznej nie byliby w stanie efektywnie grać. Mówią, że najważniejsza jest wola walki, koncentracja i myślenie, ale tak naprawdę nie daliby rady bez konsekwencji i zaangażowania. Bo być szachistą wcale nie jest łatwo. Szachiści mają problemy z otrzymaniem kredytu czy składkami emerytalnymi, wyjazdy turniejowe często opłacają z własnej kieszeni, bo sponsorzy nie pchają się drzwiami i oknami. Często muszą dzielić czas między regularną pracę i treningi. Jak zatem wygląda zawód szachisty w Polsce? Ile trzeba zainwestować, czy potrzebne są jakieś szczególne cechy charakteru i czy da się poderwać dziewczynę na tytuł arcymistrza?

Rozmowa z Mateuszem Bartelem, polskim szachistą, arcymistrzem od 2005 roku.

Ile trwała najdłuższa partia, jaką Pan rozgrywał?

Szczerze mówiąc... nie pamiętam. Kiedyś, przed zmianami w przepisach, partie mogły trwać 7 godzin. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że taką partię grałem. Natomiast obecnie partie nie trwają dłużej niż 5,5 godziny.

Co Pan myśli o powiedzeniu "refleks szachisty"? Faktycznie zastanawiacie się tysiąc razy zanim wykonacie ruch?

To zdecydowanie przereklamowane stwierdzenie, które nie ma pokrycia w rzeczywistości. Oczywiście w szachach można spotkać flegmatyków, ale nie sądzę, by odsetek ten był wyższy niż w społeczeństwie. Za przykład zawsze daję arcymistrza Bartłomieja Macieję, który poza profesjonalną grą w szachy regularnie gra w rozgrywkach IV oraz III ligi tenisa stołowego. I to z dobrymi wynikami. Jeśli pani nie wierzy, zapraszam na turniej szachów błyskawicznych - tzw. "blitze" robią na osobach niezwiązanych z szachami spore wrażenie!

Kobiety kochają szachistów? Da się poderwać dziewczynę na tytuł arcymistrza?

Na pewno, ale raczej dziewczynę grającą w szachy. Szachy to nie piłka - informacja o grze w szachy może zainteresować, ale rzadko imponuje. A szkoda.

Jak zaczęła się Pana przygoda z szachami?

Mnie i mojego brata w szachy nauczył grać ojciec, gdy byliśmy chorzy na ospę. Ja miałem wtedy 6-7 lat, mój brat jest półtora roku młodszy.

Od razu połknął Pan bakcyla?

Tata, który nauczył mnie zasad, był również moim pierwszym trenerem. Nie był, co prawda, szachistą, ale jako amator wykazał sporo zapału i chęci - nauczył mnie wielu przydatnych rzeczy korzystając z książek. Następnie zapisał mnie do warszawskiej Polonii, której barw broniłem aż do 2008 roku (wtedy przeszedłem do Polonii Wrocław). Szachy spodobały mi się szybko, w zasadzie od razu. Na pewno zachęciło mnie to, że mój pierwszy turniej w życiu - Mistrzostwa Warszawy do lat 9 - wygrałem.

Ile czasu dziennie spędza Pan na graniu?

Powiedziałbym raczej na "trenowaniu" - grą szachiści nazywają raczej udział w turniejach, natomiast czynności poza nimi to trening. Z szachami mam kontakt codziennie, ale nie zawsze mam rozeznanie w tym, jak dużo czasu spędzam przy szachownicy (lub komputerze, który jest obecnie bardzo popularnym narzędziem pracy szachistów). Najlepsza jest, oczywiście, regularna, codzienna, wielogodzinna praca. Zresztą szachy to nie tylko szachownica - to również trening kondycyjny. Zawodnik nieprzygotowany kondycyjnie nie ma co marzyć o sukcesach.

Jak w takim razie wygląda trening kondycyjny szachisty?

To zależy od osoby. Jedni lubią biegi długodystansowe, inni grę w tenisa, jeszcze inni grają w piłkę nożną. Mistrz świata, Hindus Viswanathan Anand codziennie odwiedza siłownię.

Ile czasu trzeba poświęcić na osiągnięcie takiego poziomu gry w szachy, który pozwala na udział w zawodach?

W zawodach można startować krótko po nauczeniu się zasad, które nie są trudne. Niedługo potem można już wygrywać - są przecież turnieje dla osób o różnych poziomach umiejętności. Natomiast do wygrania, powiedzmy, mistrzostwa Polski mężczyzn czy kobiet potrzeba lat żmudnych treningów.

Jakie cechy charakteru pozwalają wygrywać?

Po pierwsze trzeba lubić szachy. Jeśli chodzi o charakter, to na pewno wymieniłbym chęć rywalizacji, wytrwałość, silną wolę, samokontrolę, umiejętność przyjęcia porażki. Do tego dochodzi odporność na stres.

Pierwszy ważny turniej który Pan wygrał?

Wydaje mi się, że były to Mistrzostwa Polski do lat 10 w 1994 roku. Choć nie udało mi się zdobyć medalu, to zobaczyłem, że nie jestem gorszy od najlepszych rówieśników. Rok później już się poprawiłem i zdobyłem złoty medal. W "dorosłych" szachach na pewno ważne były Mistrzostwa Polski mężczyzn w 2006 roku. Wygrałem ten turniej, co spowodowało, że szachy zacząłem traktować dużo poważniej.

Każda porażka boli, a najbardziej te niedawne. Obecnie przez dłuższy czas będę rozpamiętywał porażkę w II rundzie Pucharu Świata z młodym, piętnastoletnim Chińczykiem...

Popełnił Pan jakiś głupi błąd, którego do dzisiaj nie może Pan sobie darować?

Najbardziej nie mogę sobie darować, że nie zawsze znajduję mobilizację do treningów. Czasami po prostu się nie chce, ale pracować trzeba. Ale tak jest chyba w każdej pracy? Na pewno żałuję pojedynczych partii w ważnych turniejach. Ale nie ma co gdybać.

Jakie emocje towarzyszą oczekiwaniu na ruch przeciwnika? Zastanawia się Pan wtedy nad kolejnym ruchem czy zaklina w głowie, żeby przeciwnik nie postawił pionka na konkretnym polu?

Generalnie staram się zastanawiać nad tym, co przeciwnik może zagrać i co ja na to odpowiem. Oczywiście czasami siedzę i nie mogę sobie darować, że nie zagrałem inaczej, ale ruchów w szachach cofać nie wolno. To bardzo nieprzyjemne uczucie, gdy człowiek zda sobie sprawę, że właśnie zagrał bardzo zły ruch. I tak, jak Pani zauważyła, faktycznie czasami liczę na to, że przeciwnik czegoś nie zauważy (śmiech).

Najbardziej egzotyczne miejsce, w jakim brał Pan udział w zawodach?

Ja nie będę tutaj wyjątkowo oryginalny, bowiem nie wybieram zazwyczaj turniejów pod kątem turystycznym. Mimo to udało mi się odwiedzić takie państwa jak choćby Indie czy Chiny.

Czy z samej gry w szachy w Polsce można się utrzymać?

Tak, ale nie są to wielkie kokosy. I dodatkowo duża część zarobków to nagrody z turniejów zagranicznych. Szachista, jak wielu innych sportowców, nie dostanie kredytu, nie odłoży sobie na emeryturę. To są wady. Z drugiej strony, dobra seria wyników może oznaczać znaczny przypływ gotówki w krótkim czasie. Monika i Bartosz Soćko - najlepsza para w polskich szachach (mistrz i mistrzyni Polski 2008) utrzymują się tylko i wyłącznie z gry w szachy, a maja trójkę dzieci. Nie narzekają. Do tego znaczna część szachistów zajmuje się również trenowaniem innych. Dobry trener może żyć z samych treningów.

Ilu mamy w Polsce zawodowych szachistów i ich trenerów?

Zawodników, jak wspomniałem, około dziesięciu. Trenerów, instruktorów bardzo ciężko zliczyć. Można pewnie dowiedzieć się tego w Polskim Związku Szachowym, który wydaje trenerom i instruktorom uprawnienia. Jednak nie wszyscy uprawnieni się z tego utrzymują.

Jak dobrym trzeba być, żeby zacząć zarabiać na grze w szachy?

Zależy, co rozumiemy przez pojęcie "zarabiać". Pierwsze prawdziwe pieniądze wygrałem pewnie w wieku około 10 lat. Nie były to oszałamiające kwoty, ale dla dziecka imponujące. Jeśli natomiast mówimy o utrzymywaniu się z szachów, to sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Myślę, że w Polsce osób utrzymujących się wyłącznie z gry w szachy (nie liczę tutaj trenerów) jest około dziesięciu.

Długo jeszcze zamierza się Pan tym zajmować zawodowo?

To zależy od wyników. Szachy są niezłym zajęciem dla singli - można zwiedzić ładny kawałek świata, poznać wielu inspirujących ludzi. W przypadku posiadania rodziny ciągłe podróże, a zwłaszcza niepewne źródło utrzymania, sprawiają, że zawód ten staje się dość problematyczny i wymaga wielu wyrzeczeń. Z drugiej strony pierwsza dwudziestka światowego rankingu żyje z szachów i ma się dobrze. Niestety, do tego poziomu jeszcze sporo mi brakuje.

Jakie trzeba poczynić inwestycje, żeby móc grać w szachy i startować w turniejach?

Wydatki, oczywiście, rosną wraz z prezentowanym poziomem, ale tylko do pewnego momentu. Posiadacze tytułu arcymistrza, którzy mają w miarę niezły ranking (w najgorszym razie okolice połowy drugiej setki na świecie) mogą już liczyć na to, że organizatorzy zawodów opłacą im podróż i pobyt, a także dadzą "startowe".

Koszty trenera są zróżnicowane i dokładnej skali nie znam. Myślę, że godzina treningu z polskim trenerem to nie więcej niż 150 złotych za godzinę lub 500 złotych dziennie. Czyli w sumie nic wielkiego. Natomiast trenerzy zagraniczni - a często trzeba korzystać z ich rad - mają już znacznie wyższe wymagania. Ciężko znaleźć trenera niezłej klasy, który przyjedzie za mniej niż 250 euro dziennie. Tydzień takiego treningu to już spory wydatek.

Oczywiście koszty hoteli czy przejazdów są dla szachistów takie jak dla innych turystów, więc turnieje zagraniczne stanowią często duży wydatek. Ale, jak wspomniałem, dla profesjonalistów na pewnym poziomie nie jest to problemem.

Od 9 do 17 stycznia 2010 roku w Warszawie odbywają się Mistrzostwa Polski w Szachach. Szczegóły: www.mp2010.pl

Źródło: Marta Piątkowska, Zawodowcy: Szach – Mat , gazetapraca.pl

http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90440,7459504,Zawodowcy__Szach___Mat.html?as=2&startsz=x

eZ Publish™ copyright © 1999-2024 eZ Systems AS