Dobry kierunek

08.08.2010

Ubiegłoroczny turniej we Wrocławiu uznano za organizacyjny sukces. Piąta edycja turnieju, rozegrana w ostatnich dniach czerwca, została zorganizowana z jeszcze większym rozmachem, a także pod nową nazwą Wrocławskiego Festiwalu Szachowego.

Przed rokiem IV Turniej Polonii Wrocław oraz XVIII Memoriał Adolfa Anderssena, chociaż rozgrywane jeden po drugim, przygotowane były przez dwie różne ekipy. Tym razem organizacja obu turniejów, włączonych w ramy Wrocławskiego Festiwalu Szachowego, w całości podlegała działaczom wrocławskiej Polonii, z Adamem i Ewą Iwanow na czele. Połączenie obu imprez, które ponownie odbywały się na terenie hotelu GEM, było dobrym posunięciem, dzięki któremu zawody przebiegały znacznie sprawniej. Inną dobrą informacją dla zawodników było podwyższenie puli nagród, wyraźnie zwłaszcza w Memoriale Andersena. Zwiększone fundusze były zasługą hojnych mecenasów, do których należeli: DSA Financial Group, Myltizakupy.pl, Protecta Finance, Votum S.A. oraz ING.

Na tym jednak nie skończyły się zmiany dokonane przez wrocławskich działaczy. Dużym zainteresowaniem cieszyły się imprezy towarzyszące prowadzone przez zatrudniony zespół animatorów z wrocławskiego AWF-u. Dzięki temu najmłodsi szachiści z turnieju D zaraz po skończeniu swoich partii mogli pobawić się kilka metrów od sali gry, a ich rodzice mieli dłuższą chwilę oddechu. Starsza młodzież i dorośli w godzinach wieczornych najczęściej grali w turniejach piłki nożnej, które cieszyły się sporą popularnością. Zdarzało się że niedługo po skończeniu partii ponad 50 osób zaczynało kopać piłkę! Chętni mogli także zagrać, najpewniej po raz pierwszy w życiu, w zawodach, w zawodach w boule czy w kwadranta. Nie zrezygnowano także z atrakcji poza ośrodkiem, takich jak tradycyjny już rejs statkiem po Odrze czy wyjście do ZOO. Program rekreacyjny został odebrany pozytywnie i zapewne za rok będzie kontynuowany.

Kolejną ciekawostką było zatrudnienie w roli komentatora i rzecznika prasowego naszego redakcyjnego kolegi, Stanisława Zawadzkiego. Prowadzona przez niego relacja na żywo, a także wywiady z zawodnikami, umieszczanie następnie na stronie turnieju znacznie zwiększyły zainteresowanie zawodami wśród osób, które przyjechać nie mogły. A tych niestety, było sporo, bo frekwencja nieco zaskoczyła. Wydawało się, że skoro z roku na rok liczba zawodników we wrocławskiej imprezie zwiększała się, zaś termin piątej edycji znany był już od 12 miesięcy, rekord uczestnictwa zostanie pobity. Stało się jednak inaczej i tak naprawdę nie do końca wiadomo dlaczego. Termin wydawał się dobry. 7 dni zamiast 9 mogło zachęcać oszczędnych, przyciągać powinna silna stawka arcymistrzów i dobre nagrody. Organizatorzy nie załamywali jednak rąk z powodu liczb i już rozpoczęli działania, by w 2011 roku do Wrocławia przyjechało więcej gości. Przeprowadzona ankieta pozwoli na lepsze określenie preferencji szachistów i powinna nakierować turniej na właściwy kierunek rozwoju. Taki, który pozwoli festiwalowi rosnąć w siłę.

W najważniejszym turnieju A, tak jak przed rokiem, zagrało dziesięciu zaproszonych arcymistrzów z rankingiem powyżej 2600. Listę startową otwierał Radosław Wojtaszek, a za nim rozstawieni Daniel Fridman i ubiegłoroczny zwycięzca, Sergey Tiviakov. Z całą pewnością byli to główni kandydaci do głównej nagrody w wysokości 9000 złotych, ale szanse pozostałej siódemki z klubu 2600+ nie stały dużo niżej. Raczej wątpliwe było, by do walki o pierwsze miejsce włączył się ktoś z niższym rankingiem – różnica pomiędzy 10 a 11 zawodnikiem z listy startowej wynosiła niemal 100 punktów. Liczono jednak na niespodzianki, dla których sprzymierzeńcem mogło być tempo gry (90minut na całą partie z dodawaniem 30 sekund za każde posunięcie), a także aż dwie podwójne rundy, które sprawiały, że turniej był napięty i wyczerpujący.

(…)

W turniejach B i C, w których łącznie wzięło udział ponad 100 osób, triumfowali zawodnicy z Wrocławia. W pierwszym z nich klasą samą dla siebie był Filip Dowgird, który zdobył aż 8,5 i wyprzedził drugiego na mecie Pawła Stankiewicza o cały punkt. W turnieju dla juniorów do lat 13 triumfował Artur Nowakowski z wynikiem 7,5. O pół punktu mniej mieli Ukrainiec Jurij Rastropin oraz Maciej Matuszewski. Najmłodsi w Turnieju D grali krócej, bo zawody skończyli już po 5 dniach. Konkurencji nie miał w nich gość z Litwy, Paulius Vaitkevicius, który łatwością wygrał wszystkie partie.

Turniej główny zakończył się w piątek (w czwartek rozegrano także turniej błyskawiczny, w którym nagrodę wysokości 800 złotych zgarnął Daniel Fridman), a już w sobotę grano Memoriał Anderssena. Skład czołówki wiele się nie zmienił, z zagranicznych arcymistrzów zabrakło jedynie Csaby Balogha. Pojawił się za to arcymistrz Jacek Gdański, który wraz z 7 innymi zawodnikami załapał się ostatecznie do ośmioosobowego finału. Dość nieoczekiwanie ostatnim zawodnikiem, który się w nim załapał był słynący z dobrej gry w partiach o przyspieszonym tempie Daniel Fridman. By znaleźć się w gronie najlepszych musiał rozegrać dwa mecze barażowe. Pokonał w nich Dariusza Świercza oraz Michała Bartla. Nieraz zdarzyło już się, że zawodnik, który wchodzi do finału z największymi problemami później go wygrywa. Tym razem historia ta powtórzyła się. Drugiego dnia Fridman nie miał sobie równych i pewnie pokonał kolejno Wojtaszka, Mateusza Bartla oraz Tiviakova, dzięki czemu jego konto wzbogaciło się o 4000 złotych.

Poza finałem A, rozegrano także finały kobiet, juniorów, juniorek, seniorów oraz niepełnosprawnych. Triumfowali w nich odpowiednio: Nazi Paikidze, Dariusz Świercz, Anna Warakomska, Michaił Kisłow oraz Edward Pela. Turniej pocieszenia padł łupem Bartłomieja Maciei. Nieobecność Bartka w finale była sporą niespodzianką, choćby dlatego, że bronił on zdobytego przed rokiem pierwszego miejsca. I być może znowu by wygrał gdyby nie… piłka nożna. W dniu zakończenia turnieju głównego, podczas jednej z akcji arcymistrz warszawskiej Polonii nabawił się poważnej i bolesnej kontuzji kolana, która skutecznie utrudniała mu nie tylko poruszanie się, ale i grę.

Ledwie turniej się skończył, a organizatorzy…już planują kolejną edycję. Wspomniana ankieta, otwartość na sugestie, a także podpatrywanie innych turniejów o bogatszej tradycji dobrze rokują na przyszłość. Wiadomo już, że za rok nie będzie uciążliwych podwójnych rund. To zwiększa koszty pobytu, ale też daje większe pole do organizowania imprez towarzyszących. Planowane są również nowe atrakcje, takie jak praktykowane na różnych turniejach wykłady zaproszonych arcymistrzów czy symultana. Może być zatem jeszcze ciekawiej. Jeśli działaczom starczy sił i zapału za kilka lat możemy mieć na Dolnym Śląsku turniej nie tylko o krajowym, ale również międzynarodowym znaczeniu. Ważne, by co roku robić krok naprzód, krok w dobrym kierunku.

Źródło: Mateusz Bartel, Wrocławski Festiwal Szachowy , MAT nr 5/2010

eZ Publish™ copyright © 1999-2024 eZ Systems AS